Cały tydzień maluje, rzeźbi, nie wychodzi z mieszkania, ale w piątek ma niedzielę. Idzie do klubu pogadać z kolegami, popić. Wie, że przyjedzie po niego Władula, taksówką. I zabierze „słabego już” Zdzisia, do siebie, do ich pracowni, na ulicę Drzymały. [...]
Zdzichu jeszcze rozmawia.
O mądrości natury. Wziął do ręki kawałek księżyca i analizuje.
- Jestem „deformatorem”. A nieraz czystą abstrakcją.
Tak mówi Zdzichu. Wierzę mu na słowo.
Jacek Durski