Widziałem kilkadziesiąt szkiców, później zniszczonych, na temat rdzenia drzewa najeżonego kolcami obumarłych gałązek, zżartego piaskiem i solą morską.
Szkice Stanka wciągały patrzącego w jakieś spektralne laboratorium, w którym ujawniono wszystkie cienie i światła, jakie kiedykolwiek osiadały na tym drewnie, odkrywały aurę emanującą z jego lekko fosforyzującej powierzchni – i to wszystko w surowej, czarno-białej tonacji, by narzucić sobie tym większą dyscyplinę.
Andrzej Wydrzyński 1959