9.06.1940
„Upał straszliwy. Po obiedzie poszliśmy do Bagatelle. Słońce, kwitną tysiące róż. Gdzieś z bardzo daleka dolatywały grzmoty. Może artyleria, może bombardowanie. Stanąłem przy jednym z krzaków i wsłuchiwałem się w te dalekie odgłosy. Jakiś huk zabrzmiał głośniej niż inne i w tym momencie rozkwitła, biała róża osypała się cicho na ziemię.
Miałem uczucie, że stojąc przy tym krzaku róż, w pustym, prześlicznym ogrodzie, żegnam się bezpowrotnie ze wszystkim: z tą Francją, która była jak sen i pryska jak sen; z całą młodością – może z całą epoką. W upalnym powietrzu róże pachniały i jakiś odległy, kobiecy głos uspokajał płaczące dziecko: Ne pleure donc pas, voyons…”
To jeden z pierwszych wpisów dziennika 26-letniego wówczas polskiego pisarza Andrzeja Bobkowskiego, który spędził okres wojny we Francji, stając się świadkiem jej upadku. Klęska Francji, tak jak wcześniejsza przegrana Polski i jej podział pomiędzy imperia Hitlera i Stalina, zmuszały do dokonania trudnych wyborów życiowych i intelektualnych.
Andrzej Bobkowski urodził się 27 października 1913 roku w Wiener Neustadt w Austro-Węgrzech, w czasie gdy Polski nie było na mapie Europy.
Po 1918 roku w II Rzeczypospolitej jego ojciec był wysokim oficerem Wojska Polskiego, co wiązało się z częstymi przeprowadzkami całej rodziny. Rodzice starali się zapewnić jedynakowi staranne wykształcenie, wysyłając go za granicę na naukę języków i posyłając na lekcje fortepianu. Jednak zmiany miejsca zamieszkania w połączeniu z niepokornym duchem Andrzeja nie wpływały korzystnie na przebieg edukacji, jakiego oczekiwano po młodzieńcu z polskiej rodziny inteligenckiej tworzącej elitę II Rzeczypospolitej.
Henryk i Stanisława z Malinowskich Bobkowscy
"„Mnie rzeczywiście wychowali i wykształcili dość specjalnie. To wszystko odbywało się na bezustannym napięciu, łuku elektrycznym, jaki tworzył się między moją matką i ojcem. Z jednej strony twardy jak stal chromoniklowa żołdak, ale kulturalny, cyniczny, wychowany na Schopenhauerze i Weiningerze i na Die Fackel Karla Krausa, z drugiej strony mezzosopranowe dziewczę z Wilna wykształcone na pensji Pańkiewiczówny w Warszawie, kręcące się bezustannie w towarzystwie ówczesnych pisarzy i artystów, i socjalistów”."
Z listu do Kazimierza Wierzyńskiego.
Niefrasobliwe podejście do nauki i dyscypliny szkolnej skończyło się niezdaną maturą Bobkowskiego. W konsekwencji przez rok pracował na kolei, by poznać smak prawdziwej pracy. Następnej jesieni zdał już egzamin dojrzałości, a potem studiował w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.
Jeszcze w Krakowie w międzyszkolnym teatrze poznał Barbarę Birtus.
Codzienne spacery zakochanych przerwał wyjazd Bobkowskiego na studia do Warszawy.
Nie była to znajomość akceptowana przez bliskich, ponieważ status społeczny Barbary nie odpowiadał aspiracjom rodziców Andrzeja.
Kiedy Andrzej wrócił po studiach do Krakowa, w grudniu 1938 r. wzięli z Barbarą cichy ślub. Parę miesięcy później opuścili Polskę, by zacząć życie na własny rachunek.
Po cichym ślubie zostało jedynie zawiadomienie i kilka słów napisanych później przez Barbarę: „Budzę się i wspominam jasne młode lata. Nas dwoje z dłonią w dłoni, w grudniowy poranek. Marzymy o przyszłości, śledząc nurt wiślany...”
Młode małżeństwo wyprowadziło się do Paryża.
"„Bądźmy szczerzy, ale tak naprawdę: emigracja, to nie ucieczka DLA Polski, to ucieczka OD Polski, od grobów, od nieszczęść, od ciągłych próżnych wysiłków. Ucieczka od ciągłego kłopotu, od ciągłej pracy bez wynagrodzenia, od entuzjastycznej śmierci”."
Szkice piórkiem
Ucieczka przed nieszczęściami nie powiodła się. Wiosną 1940 roku Niemcy napadły na Francję.
W tym czasie Andrzej pracował w paryskiej fabryce broni.
Po kapitulacji Francji Alzacja-Lotaryngia została włączona do III Rzeszy. Na zdjęciu uciekinierzy z Alzacji w Cognac.
Bobkowski był zmuszony, wraz z całą załogą fabryki, ewakuować się na południe Francji.
Kiedy wreszcie mógł wrócić do żony w Paryżu, znaczną część drogi pokonał na rowerze. Dla zapalonego cyklisty, jakim był Bobkowski od wczesnej młodości, podróż rowerem przez Francję stała się niezwykłą przygodą. Wojenna wyprawa do Carcassone, a potem powrót przez Niceę do Paryża stały się silną inspiracją dla rozpoczętego już wcześniej dziennika.
Bobkowski spisywał doświadczenia, rozmowy, refleksje, chwytał ulotne obrazy świata i portretował ludzi i drobne zdarzenia. Bogate odniesienia literackie i żywe refleksje dotyczące sytuacji politycznej uczyniły z dziennika Bobkowskiego dzieło literackie, a zarazem przekonujący dokument historyczny.
Andrzej Bobkowski z żoną, lipiec 1943 r.
"28.06.1940
„Słońce, oślepiające słońce, w dole wije się Garonna. Wdycham zapach rozgrzanych łąk i przymykam oczy, bo wypolerowany asfalt lśni jak lustro. Denerwują mnie miasta. Mijam je szybko i z ulgą oddycham przy wyjeździe. Wspaniałe, zwierzęce uczucie rozkoszy, w której cała uwaga koncentruje się na szybkości, drogowskazach, jedzeniu i znalezieniu noclegu. Mam wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu nie miałem wszystkiego do tego stopnia, tak absolutnie gdzieś – i pewnie dlatego jest mi tak dobrze”.
"
Szkice piórkiem
"14.08.1940
„Obudziło mnie słońce. Weszło przez szpary w deskach i przekroiło mój pokoik na kilkanaście części. Wstałem, narąbałem drzewa i zagotowałem kawy. Potem wypakowałem swoje skarby i umeblowałem się. Cieszę się każdym głupstwem, każdym rondelkiem, puszką, nożykiem. Układam starannie, a na widok aluminiowego talerzyka z cytryną, pomidorami i jajkami na tle kraciastej serwetki popadłem w zachwyt. Położyłem na to nożyk – nabrało życia i sensu. A gdy postawiłem obok tego małą solniczkę z zielonym czubkiem i kromkę chleba, stwierdziłem, że to już prawie przeżycie. Miałem ochotę malować. I to koniecznie tak, jak Cézanne”."
Szkice piórkiem
W dziennikach Bobkowskiego opis drogi, smakowanie wolności i intensywne obcowanie z przyrodą są skontrastowane z obrazami, w których odbijał się wojenny dramat Francji.
16.06.1940
„Przed jakimś bistrem stał tłum ludzi i z wewnątrz dolatywały dźwięki radia. Marsylianka. Podeszliśmy. Zacząłem pytać, o co chodzi. Zobaczyłem zapłakane twarze kobiet i posępne mężczyzn. W końcu jakiś młody robotnik powiedział mi tonem obojętnym: «Francja prosi Hitlera o zawieszenie broni». Marsylianka kończyła się i jeszcze raz powtarzała się druga część. Mimo woli powtarzałem w myślach słowa formez vos bataillons – marchons, marchons, a równocześnie uświadomiłem sobie śmieszność tych słów w zestawieniu z sytuacją. Francja prosi o pokój. Miałem ochotę płakać, a uśmiechałem się ironicznie, szepcząc zamiast marchons – fuyons. Złapałem Roberta za rękaw i powiedziałem. «Zażądali pokoju – koniec». Obok nas przechodziły zapłakane kobiety, a ulicami pędziły samochody wypełnione obszarpanym wojskiem”.
11.09.1940
„Jesteśmy na górze i roztacza się stąd szeroki widok. Tadzio zauważył to samo, co ja i pieni się: «No, popatrzże się na ten szmelc – wskazuje na lodzie podwodne i na okręty – widzisz jak się poustawiali? Na co oni czekają? Na opakowanie. Żeby Niemcom w zębach przynieść. Tu się ucz, że Westerplatte i Warszawa to dobre, ale do fotografii. A oni raz flaczek, raz ziemniaczek, raz kuperek z kaczki... Szkoda każdego słowa»”.
Dziennik był systematycznie kontynuowany przez Bobkowskiego przez cały okres okupacji. Niczym impresjonistyczny malarz Bobkowski nakreślił obraz tych lat, łącząc całe bogactwo życia z trudami codziennych zmagań w walce o przetrwanie, zarówno to fizyczne, w biedzie, jak i psychiczne w świecie, w którym naruszone zostały same korzenie człowieczeństwa, podwaliny kultury.
W „Szkicach” krytyczne uwagi o polityce nakładają się na opisy prostych radości życia, jak jedzenie winogron zrywanych w słońcu. Bobkowski nie stronił też od refleksji na temat Francji, Polski i Europy. Przede wszystkim jednak mamy tu do czynienia z zapisem zachwytów i rozczarowań światem i ludźmi człowieka, który ponad wszystko cenił sobie – wręcz zwierzęcą – wolność, a który jednak nie przestał być ani na chwilę Polakiem i Europejczykiem, głęboko zanurzonym w kulturze francuskiej, choć tak bardzo chciał się od tego uwolnić.
"„Wyjeżdżaliśmy z żoną na rowerach o świcie. Namiot «zamknięty» (zapięty), garnki koło ogniska, jakieś drobiazgi pod okapem. Wiedziałem, że gdy wrócimy, już pewnie w nocy, zastanę wszystko na miejscu i wewnątrz, i zewnątrz. Nawet aparat fotograficzny. (...) [P]rawdziwa kultura to nie dziesiątki i setki ich pism, świetnych artykułów i rzutów myśli odwiecznie francuskiej, lecz przede wszystkim ten mój namiot samotny, opuszczany o świcie Z ZAUFANIEM. Tamto może przetrwać długo, może nawet wybuchnąć jeszcze wspanialszym płomieniem. Natomiast ja się będę BAŁ odejść o świcie... I co wtedy powiedzieć? Czy będzie można mówić naprawdę o kulturze? Ten żal, nawet gniewną pretensję, odczułem dotkliwie w baskijskim słońcu. (...) Gniew o tę lekkomyślność, o to beztroskie i leniwe stawianie największych skarbów w grze, która na pewno takich stawek nie jest warta”."
Na drogach Francji, Z dziennika podróży
Na kartach dziennika Bobkowski boryka się z polskością. Polska kultura XIX wieku promowała ideał poświęcenia prywatności i osobistego szczęścia dla dobra narodu. Bobkowski chciał uwolnić się od „Polski, która usiadła nam na mózgu i paraliżuje myślenie. Zamiast być «homo sapiens» należymy do rasy «homo polacus», do rasy ogłupionej ojczyzną, do kretynów chorobliwego patriotyzmu i nacjonalizmu”.
"„Ta biedna Polska, to jak wspaniały obraz powleczony nieskończoną ilością warstw farby przy ciągłym «odnawianiu». Farby o przedziwnym składzie chemicznym, gdzie Matka Boska miesza się z bigosem i barszczem z uszkami, Mickiewiczem i grą w bridge'a (narodowa rozrywka Polska), katolicyzmem i Towiańskim, przedmurzem i bizantyjskim anarchizmem ( to całkiem specjalna cecha polska, wyrażająca się w skrócie: uwielbiam cię, ty sk...) i absolutnym obowiązkiem umierania za ojczyznę nie tylko gdy potrzeba, ale przede wszystkim gdy nie potrzeba. Spróbuj wtedy nie umrzeć”."
Szkice piórkiem
Niemcy prezentują zdobyte francuskie czołgi podczas parady na Champs-Élysées, 1941.
Pisarz nigdy nie pozostał obojętny wobec Ojczyzny. Sprzeczne uczucia irytacji i jednocześnie dumy z polskości można wyczytać w tych fragmentach, gdzie Bobkowski chwyta różnicę pomiędzy postawą Polaków i Francuzów wobec niemieckiej agresji.
12.09.1940
„Jedynie kobiety francuskie mają odwagę powiedzieć czasem na głos, że «nasi uciekali i nie chcieli się bić», a jak się powie Polonais, to patrzą od razu jak na bohatera. «Wy biliście się – Varsovie ne voulait pas se rendre, ale wy byliście słabi. Mais la France... c'est honteux!»”.
25 sierpnia 1944 r. Paryż był już wyzwolony - życie szybko zaczęło powracać do normy.
Kiedy w Warszawie trwało Powstanie, a Paryż był już miastem uwolnionym od niemieckiej okupacji, pisał w „Szkicach”:
25.08.1944
„(…) A potem wielka bezbrzeżna radość ustępuje smutkowi. Koło mnie zatrzymuje się kolumna ambulansów. (…) Opieram się o jeden z tych ambulansów i patrzę, jak jada przez most coraz to nowe ciężarówki i czołgi. Zaczynam nagle płakać, prawie łkać półgłosem. Dziewczyna siedząca za kierownica ambulansu patrzy na mnie i pyta nagle po angielsku, dlaczego płaczę. – Jestem Polakiem i myślę o Warszawie – odpowiadam cicho. – Oni tu mogą być szczęśliwi, nam jeszcze nie wolno”.
Jednym z najważniejszych tematów Bobkowskiego jest konfrontacja z systemami i ideologiami totalitarnymi. Dziennik Bobkowskiego to wołanie o prawo do wolności jednostki przeciwko systemom zniewolenia XX wieku.
„Człowiek ta odwieczna niespodzianka, nie da się ująć w system. Jeśli ktoś zapytałby mnie, w jaki ustrój ideologię lub system wierzę, byłbym w kłopocie. Nie wierzę w żaden ustrój, wszystkie ideologie mam gdzieś i systemami w odniesieniu do człowieka pogardzam. Byłbym raczej skłonny odpowiedzieć, że wierzę w każdy ustrój, ideologię czy system, w którym naprawdę mowa o człowieku. Pozwolić człowiekowi ŻYĆ – oto jedyny system i ideologia. Pozwolić żyć a nie KAZAĆ żyć, zostawić mu wybór celu jego życia, a nie narzucać mu go z góry”.
Szkice piórkiem
"„Jeżeli świat dzisiejszy idzie w kierunku coraz to intensywniejszego odczłowieczenia, intensyfikacji, kolektywu – to dlatego, iż coraz więcej ludzi nie posiada nic (...). Szary człowiek nie ma nic, nie posiada nic. zatracił poczucie i wspomnienie swojej przeszłości, jego rozumowanie nie może być «dalszym ciągiem», bo on sam nie uważa siebie za «dalszy ciąg». Jest anonimem poczętym z niczego, bez korzeni, podatnym na każdy podmuch ideologiczny, na wiaterki i wichury rozpętywane coraz zręczniej i perfidniej”. "
Szkice piórkiem
W 1945 roku, kiedy narody Europy świętowały wyzwolenie, Polacy zmuszeni byli do dokonywania trudnych wyborów. W wyniku konferencji jałtańskiej Polska znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. W Warszawie powstał kontrolowany przez komunistów Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej.
Powrót do „wyzwolonej” Polski w najlepszym razie oznaczał zgodę na upokorzenia, znoszenie wszechwładzy komunistycznej partii, terror Urzędu Bezpieczeństwa, oraz – co dla pisarza byłoby nie do zaakceptowania – podporządkowanie cenzurze. Adrzej Bobkowski – bezkompromisowo chcąc pozostać wolnym, zdecydował się pozostać na emigracji.
W Paryżu Bobkowski związał się ze środowiskiem utworzonego przez Jerzego Giedroycia Instytutu Literackiego. Zaczął publikować w kwartalniku, a potem miesięczniku „Kultura”, na którego łamach publikowała cała plejada najwybitniejszych pisarzy emigracyjnych, łącznie z Gustawem Herlingiem Grudzińskim, Witoldem Gombrowiczem i Czesławem Miłoszem.
Redaktor "Kultury" - Jerzy Giedroyc.
W 1957 w Paryżu Instytut Literacki Jerzego Giedroycia opublikował wojenny dziennik pisarza pod tytułem „Szkice piórkiem. Francja 1940-1944”. Było to dzieło życia Andrzeja Bobkowskiego, dzięki któremu na stałe trafił do historii polskiej literatury.
W roku wydania „Szkiców piórkiem” ukazała się również słynna książka Jacka Kerouaca „W drodze”. Bobkowski natychmiast wyczuł w nim pokrewnego ducha.
„To będzie mieć powodzenie wśród młodych, coś w rodzaju «wściekłego» amerykańskiego i jakiś pokrewny im typ. (...) Ta książka jest trochę dziennikiem i trochę reportażem włóczęgi po USA. Jest niechlujna, ale ma coś”.
Z listu do Jerzego Giedroycia
Dla anarchicznego ducha, jakim był Bobkowski, w Europie było jednak za ciasno.
"„I teraz wiem na pewno: dzień, który przeważył szalę mojej decyzji, był dniem wymiany banknotów 5000 Frs w Paryżu. (…) Widzę ciągle te ogonki pokornych obywateli rewolucyjnej i indywidualistycznej Francji, stojących cierpliwie i godzinami, bez słowa sprzeciwu i buntu, godzących się potulnie z bezprawiem i rabunkiem, jakiego po raz X-ty dopuściło się na nich państwo”."
Na tyłach, Kultura 1949
„We mnie jest radość przestrzeni, przemożna ochota zmierzenia się znowu z nieznanym życiem, odpuszczenia cięciw, które naprężone do kresu grożą łukom pęknięciem. Nurkować w dal, wyłamać kraty, może wyimaginowane, i poczuć znowu słońce, zieleń i wiatr. Podpisać zawieszenie broni z otoczeniem? Nie – buntować się swobodniej” Rozstanie, Z dziennika podróży
W lipcu 1948 r. Bobkowscy dotarli do Gwatemali.
Andrzej wierzył, że w nowym miejscu zacznie się dla nich zupełnie nowe, lepsze życie. Kraj z miejsca ich zachwycił, a nade wszystko upajał się „odzyskaną” wolnością. Wyjeżdżając za ocean, Bobkowscy nie mieli pojęcia, czym się będą tam zajmować. Oboje nie znali hiszpańskiego i dysponowali kwotą zaledwie 150 dolarów.
"„Boję się. Nie mam żadnego fachu. Umiem wprawdzie odróżnić pilnik od żelaza od pilnika do paznokci, ale to jeszcze za mało. Skoczyłem do głębokiej wody nie umiejąc należycie pływać. (...) Lecz jednocześnie wspaniałe uczucie swobody, szerokiego oddechu, życia. (...) Uwolniłem się jednym skokiem od przymusowych ubezpieczeń społecznych, od podatków, od felietonów Mauriaca w Figaro, od rodaków liczących każdy grosz «pożeranych» przeze mnie funduszów i czekających tylko na okazję «wskoczenia», od całej Europy”."
Na tyłach, Kultura 1949
Po wyjeździe do Gwatemali, zanim Bobkowskiemu udało się znaleźć przynoszące dochody zajęcie, to Barbara zarabiała na ich utrzymanie jako projektantka i scenograf. Oboje cały czas dumnie walczyli o swoją niezależność.
„Kraj przepiękny. Gwatemala leży na 1500 m n.p.m. Gdy po dwóch tygodniach tropiku (czułem się zresztą wspaniale, zupełnie jakbym już tu kiedyś był) wyszliśmy z samolotu w Gwatemali, pierwsze wrażenie: Zakopane. Zapach drzew szpilkowych, chłód i świeżość powietrza górskiego.(...) Cedry, sosny, akacje rosnące wśród palm i kwiatów tropikalnych. Np. kępa sosn obok gaju bambusowego. Wśród kwiatów kolibry. To samo z owocami i jarzynami. Wszystkie owoce europejskie i owoce tropikalne. (...) Socjalnie kraj wygląda (i ekonomicznie) jak Polska przed kilkudziesięcioma laty. Ten Indianin tutejszy to nasz chłop. mnóstwo cech charakteru wspólnych, oczywiście przy całej złożoności charakteru ludów tego kontynentu, potomków Majów, przemieszanych z Hiszpanami, z piratami białymi i metysami, w końcu cholera wi z kim”.
W końcu w 1949 r. Bobkowski założył warsztat i sklep modelarski – „Guatemala Hobby Shop”, w ten sposób powrócił do młodzieńczego zamiłowania. Ponieważ czasy nie sprzyjały tego typu przedsięwzięciom, Bobkowski dorabiał początkowo jako pracownik biurowy. Ciężka praca przyniosła rezultaty, marzenia o niezależności się spełniły.
Bobkowski na zawodach modelarskich w latach 50.
Przez wszystkie lata po wyjeździe z Polski Bobkowski utrzymywał korespondencję z rodziną i znajomymi. W czasie pobytu pisarza w Gwatemali szczególnie ożywiona była wymiana myśli z Jerzym Giedroyciem na temat polityki, kultury i literatury. Redaktor niezmiennie zachęcał go do pisania. Trudniej było natomiast namówić Bobkowskiego do wyjazdów do Europy. Obsesyjnie przywiązany do swojej niezależności, pisarz nie przyjmował stypendiów i zobowiązań, które mogłyby ograniczyć jego swobodę wypowiadania się. Dzięki Giedroyciowi wydanych zostało wiele szkiców i opowiadań Bobkowskiego, w tym jego największe dzieło – „Szkice piórkiem” (1957).
"„Ja właśnie dlatego, że jestem na zewnątrz, powinienem widzieć rzeczy na zimno, przykładać do nich nie miarę k o n t r a s t u, lecz jakąś obiektywną miarę, miarę człowieka naprawdę wolnego. Piszę do Was z pewnego rodzaju żarliwością typa, który całe życie cenił zupełnie nie przytomnie wolność. Do tego stopnia, że w 48 roku oderwałem się od wszystkich rzeczy na emigracji, od zapewnionego chleba «przy» i «koło», i jako intelektualista zdobyłem się na dobrowolną próbę sił, aby być na prawdę wolnym, aby mieć prawo zdechnąć z głodu bez niczyjej litości, skoro nie dam sobie rady”."
Listy do Giedroycia
„Przyjechaliżmy dwoje szaleńców ze stoma dolarami w kieszeni. Nie znając języka i nie mając pojęcia o trudności znalezienia pracy tutaj dla cudzoziemca bez pieniędzy i znajomości. (...) Gdy zaczęło nam iść trochę lepiej – przyszła choroba, operacje. Wzajemne cierpienie i wzajemne pożegnania życia w jego pełni” (z listu Barbary do Tymona Terleckiego).
Jesienią 1958 r. ujawniła się choroba nowotworowa. Mimo kilku operacji pisarz starał się żyć normalnie, choć jak sam pisał, towarzyszyło mu na dnie już ciągłe uczucie oderwania. 26 czerwca 1961 r. Andrzej zmarł na raka mózgu. Dzięki uprzejmości jego wychowanków z klubu modelarskiego, został pochowany w grobie rodzinnym doktora Quevedo. Barbara Bobkowska postanowiła pozostać w Gwatemali. Zmarła 22 września 1982 r. i została pochowana obok Andrzeja.
"22.12.1960
„Rok i pół. Nic. Chłodny wieczór. Odgłosy petard z ulicy. Rok i sześć miesięcy minęły jak mgnienie oka. Nie myślałem, że dożyję do dzisiaj. Cieszę się życiem, choć śmierć stale stoi poza moimi plecami. Czuję ją zawsze. Przeszedłem na koegzystencję i jakoś się to udaje. Szalona rozkosz życia, zwyczajnego istnienia, kręcenia się, pracy, najdrobniejszych głupstw. Na stole rzodkiewka. Jedzmy rzodkiewkę. I pijmy piwo. Ubóstwione piwo. Nastrój przedświąteczny”.
"
Fragmenty notatnika Bobkowskiego
Autorzy wystawy—Piotr Chuchro, Robert Kostro, Dorota Szkodzińska